Ponad trzy lata temu we wrześniu w klubie nowo poznani i lekko podpici odbyliśmy, wisząc nad barem rozmowę o największych życiowych marzeniach:
On: Jakie jest Twoje największe marzenie?
[Odpowiedzi nie przemyślałam do końca. Jeszcze nie wiedziałam, że mam do czynienia z człowiekiem, który na rowerze zjechał pół świata, pisał doktorat, słuchał płyt winylowych, czytał Stachurę a jego marzenia sięgały nieco dalej niż moje w danej chwili...]
Ja: Chciałabym mieć kota.
On: ??
[w tej chwili do mnie dotarło,że jak na pierwszą wymianę zdań nie błysnęłam]
Ja: no…. bo tak się składało zawsze, że moi domownicy jak mieszkałam z rodzicami nie pozwalali na kota, facet też niechętnie, a że już go nie ma….
On: Dziewczyno! ludzie marzą o locie na księżyc, a Ty chcesz mieć kota?? To jest w zasięgu ręki! Będziesz miała kota i ja tego dopilnuję!
I tak to rozpoczęła się kampania namawiania mnie na kota i celebrowania w życiu „małych radości”. Kampania zakończyła się sukcesem bo już pod koniec października z wypiekami na twarzy znalazłam to czego szukałam i pomyślałam – „będziesz mój“. Kot brytyjski. Cena – do zaakceptowania. Rodowód –brak. Spotkanie z hodowcą przeszło gładko. Po niecałej godzinie siedziałam już z totalnie spanikowaną twarzą i rozmiałczanym kotem na tylnym siedzeniu w samochodzie sprawcy całego zamieszania. Sprawca pokładał się ze śmiechu widząc moje przejęcie całą sytuacją. I miał racje – trudno powiedzieć kto był wtedy bardziej obsrany ze strachu – ja czy kot. Czułam się jakbym adoptowała całą wioskę mongolskich sierot a nie jednego, małego kota.
Początki były trudne, przede wszystkim dlatego, że z każdym dniem zaczynałam rozumieć w co się wpakowałam. Od października 2011 to nie ja ustalam reguły gry, ustala je kot. Oto kilka przykładowych moich wyobrażeń, jakie udało mu się z miejsca obalić.
# Kot ma swoje posłanie i na nim będzie spał – hahaha…. faktycznie ma posłanie, nawet kilka dywaników, kojców i Bóg jeden wie co jeszcze ma do swojej dyspozycji ale posłaniem kota jest cały dom (mimo najróżniejszych wysiłków) to i tak kot zdecyduje sam gdzie chce spać. Nie ważne, że to poduszka właściciela, dokumenty, lub półka z której przy okazji wszystko zrzuci, nie ważne, że mu nie wolno. W zasadzie im bardziej nie wolno, tym lepiej mu się śpi. Poniższe zdjęcie przedstawia sytuację pt. „kot nie będzie spał ze mną w łóżku”.
# Mój kot nie będzie przeszkadzał mi w pracy – tak, tak… nie będzie kładł się na komputerze i naciskał przypadkowych klawiszy. Nie przewidziałam natomiast zakazu kładzenia łap na touchpadzie.
# Mój kot nie będzie żebrał o jedzenie – bolesna prawda jest taka, że głodny kot sprzeda siebie i całą swoją kocią godność za kawałek mięsa a ja mu to mięso dam – jeśli nie dla świętego spokoju, to dlatego,że urobi mnie i całą okolice „spojrzeniem do zadań specjalnych”. Tą kocią słabość do jedzenia jestem w stanie zrozumieć. Sama jak wychodzę głodna z siłowni to jestem bliska robienia brzydkich rzeczy za kawałek Snickersa.
Aha.. no i nie ma takiego określenia jak „najedzony kot”. Wszędzie będzie szukał jedzenia i nigdy nie straci nadziei.
# Mój kot będzie dawał się miziać i głaskać i przytulać bez końca – może i takie koty gdzieś są, w większości domów jednak to kot decyduje czy w ogóle i jeśli łaskawie „tak” to kiedy pozwoli się pomiziać po brzuchu.
Przeważnie zbiera mu się na czułości w najmniej odpowiednim momencie. Na przykład o 4 nad ranem i poprzedza te czułości miauczeniem, wkładaniem wąsów do oczu i szuraniem żwirku w kuwecie. Ale jak takiemu odmówić?
a skoro jesteśmy już przy temacie nieczystości…
# Mój kot nie będzie rzygał na dywan….
# Mój kot nie będzie spał na walizce ani w szafie, nie będzie brudził mi sierścią ubrań– no comments.. Przygodę z kotem rozpoczęłam od zakupienia w IKEI kilku paczek rolek do odkłaczania ubrań. Powiem tak – przydały się.
Widzicie ile on ma sierści? wymienia ją dwa razy w roku ;)
# Mój kot będzie mnie witał jak wrócę do domu- jasssne! kot co najwyżej zarejestruje moją obecność. W najlepszym wypadku uniesie lekko głowę ;)
W takim razie co jest fajne w życiu z moim kotem?
# Potrafi zaskakiwać, np. dogaduje się z papugą.
# Nie narzuca się ale zawsze jest w pobliżu.
# Zawsze ma jakąś dobrą radę ;-) – dzięki niemu czas trochę zwalnia i niejednokrotnie patrząc na jego rozleniwioną mordkę uświadamiałam sobie,że spieszyć należy się powoli.
Zbliżamy się już do końca a wpis nadal nie ma jakieś fajnej konkluzji. I chyba nie będzie jej „miau”. „Psiarzy” nie przekonam, że koty są fajne (tak, miałam w życiu do tej pory same psy), „kociarze” znają na wylot temat wszędobylskich kłaków, szurania w kuwecie, budzenia nad ranem. Konieczność zaakceptowania zmian jakie zachodzą w domu po przyjęciu czworonoga jest oczywista ale zawsze trudna.
Pytanie tylko czy wraz z 5,5kg szczęścia jesteśmy gotowi wziąć na klatę też 5,5 kg niedogodności?
Ja od zawsze chciałam mieć kota, jednak moja mama bardzo niechętnie podchodzi do sprawy i w rezultacie kota nie mam. Czasem podrzuca nam swojego kota znajoma, która wyjeżdża i musi z kimś tego „małego” stwora zostawić. Koty uwielbiam przede wszystkim za ich indywidualność i owszem wszystko to, o czym piszesz jest prawdą, jednak ani szuranie w kuwecie, ani sierść w całym domu, ani budzenie w środku nocy nie zniechęcą mnie do kotów.
A Twój jest niesamowity- uwielbiam takie wielkie koty, są najlepsze na świecie!: )